sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 10

*Następnego dnia*

- Violu, śniadanie! - powtarzał próbując mnie obudzić.
- Nie chcę śniadania. Odejdź. Jeszcze Ci nie wybaczyłam.
- Oj nie dąsaj się. Po prostu byłem zazdrosny.. Ty byś nie była?
- Ale Leon nie rozumiesz, że on mi tylko pomagał?! - wstałam odruchowo i usiadłam na łóżku.
- Dobrze, już rozumiem. Nie kłóćmy się. Przyjechałem i już jestem. - położył rękę na moim ramieniu.
- Naprawdę Ci się  nie śpieszyło... - burknęłam pod nosem.
- Kochanie.. przecież niedługo mamy zostać małżeństwem. Nie psujmy sobie tego awanturami.
- Pff..
- No, ej. Przecież wiesz, że to nie było specjalnie. - próbował mnie przekonać.
- Okej. Pogodzę się z Tobą, ale jeżeli przyrzekniesz, że taka akcja to ostatni raz i będziesz mi bardziej ufać.
- Trudne warunki stawiasz, nie wiem czy uda mi się tego dotrzyma..
- Leon!
- Dobra, dobra. Przyrzekam. - uśmiechnął się w moją stronę.
- A teraz idziemy na śniadanie. - wzięłam go za rękę i pociągnęłam za sobą.

Przez całe śniadanie Leon opowiadał mi więcej o Weronie. Ja sama nie miałam czasu na jej zwiedzanie, bo siedziałam w kawiarni i obsługiwałam ludzi, a potem wracałam zmęczona do wynajmowanego przez nas mieszkania. On natomiast miał pracę jako przewodnik. Zatrudnili go tam ze względu na dużą wiedzę o mieście. Jakimś cudem był w pewien sposób spokrewniony z burmistrzem. Być może dlatego tak naciskał na przyjazd. Ech.. to jakieś chaotyczne. Ostatecznie dowiedziałam się, że będzie nas stać na wszystko przez jakiś czas. Mimo to i tak będziemy musieli pracować... Na szczęście jest jeszcze Fran, która zawsze przyjdzie i zaopiekuje się Damien'em i Leną. Po porannych rozmowach, ja, Leon i dzieci udaliśmy się do parku rozrywki. 

***

- Mamo! Damien mi zabrał watę cukrową! 
- Synku, nie bądź jak pies na mięso. Oddaj jej watę.. 
- Mięso?! Gdzie? - wygłupiał się młody.
- Ej, mały.. skoro tak Ci śpieszno do jedzenia to możemy iść na obiad do jakiejś knajpy. 
- Nie. Ja się tylko wygłupiam, tatuś. 

Potem wszyscy łaziliśmy po różnych atrakcjach itd. Aż w końcu byliśmy w domu na 21:00 . To był kolejny nudny i rutynowy dzień.. Park co prawda zamknęli o 19, ale jeszcze te całe korki i na dodatek ta wizyta w restauracji. Zajęło nam to dużo czasu. W kółko to SAMO. Ja nawet nie jestem pewna czy do takiego życia pasuje. A tu niedługo ślub! Między mną a Leonem nie jest już jak kiedyś. Chyba powoli się to wypala. Jako para powinniśmy zatroszczyć się i pielęgnować nasz związek. Mam nadzieję, że on to też zauważył, bo ja się nie zamierzam odzywać.. Jestem za bardzo uczulona na ten temat gdybym miała o nim dyskutować na głos. Mimo, że to głupie.

***

Siedziałam sobie spokojnie na kanapie w czas kiedy Leon zajmował się dziećmi i czytałam gazetę. Na okrągło myślałam o naszej sytuacji, o zeszłych wydarzeniach i o Diego.

- Violu... musimy pogadać. 
- Dobrze. A dzieci już śpią? - odłożyłam magazyn na stolik.
- Tak. - powiedział i usiadł obok mnie na kanapie.
- No to o czym chcesz ze mną porozmawiać? 
- Ech... Jakby to powiedzieć. Ja ... ja... 
- Wysłów się wreszcie. 
- Czuję, że to nie ma sensu. Chyba za szybko to się toczy. Przez cały okres kiedy byliśmy z dala od siebie, zrozumiałem. 
- Co? 
- Zrobiła się między nami przepaść. Nie jest tak jak dawniej. Nie wiem co o tym sądzić. Czy ty tego nie zauważyłaś? - posmutniał, zawsze wesoły chłopak.
- Zauważyłam, Leon. Cały czas o tym myślałam. Jednak wiesz jaka jestem. Nie chciałam zaczynać tematu. 
Przecież w końcu mamy zostać małżeństwem. Tak być, nie może. 
- To chyba przez moją zazdrość. Mogłem nie wracać i dać Ci święty spokój. Byłabyś szczęśliwsza z Diego. Myślałem, że wyjdzie to inaczej. Jestem kretynem, przepraszam. Już mnie więcej nie zobaczysz. - po czym wstał i chciał odejść. Ja jednak złapałam go za tył koszuli, uchyliłam głowę i zaczęłam płakać.
- Nie! Zostań! To moja wina! Ja jestem kretynką! Do niczego się nie nadaję.Cały czas się zastanawiałam jak ty ze mną w ogóle możesz wytrzymywać, a w dodatku być! Na okrągło mam pretensję. Byłeś zazdrosny, bo mnie kochasz! Martwisz się o mnie, a mi jeszcze to nie pasuje ja po prostu... Ja.. - Nie zdążyłam skończyć, a Leon odwrócił się  i mnie pocałował. 
- Może i jesteś idiotką, ale moją. - uśmiechnął się i znowu złączył nasze wargi.
- Leon ja - ja przepraszam. - powiedziałam mu i go przytuliłam. 
- Nie masz za co. Wiem, że to było trudne dla nas obojgu. Ale postarajmy się nie kłócić. 
- Jesteś wspaniały! Kocham Cię! Naprawdę. 

***

Hej! Tym razem piszę dla Was ja. :) Przykro mi z powodu tego, że rozdział jest krótki, ale na okrągło mam problemy z internetem. Niedługo to się powinno zmienić. Wiem, że wyszedł fatalny i bezsensowny.Wybaczcie. Mimo to liczę na parę komentarzy... Poza tym jak zauważyliście ja będę kończyła to opowiadanie, podczas którego drugim będzie zajmowała się Ola. Pozdrawiam! 

~Rokseł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz