wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 12

Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Już jestem. Po kolejnej przerwie z powodów osobistych. Przy okazji chciałabym Wam oznajmić, że żadnego kącika nie będzie, bo po prostu to nie wypali. ;p Ale cóż.. - próbowałam. A... rozdział, mam nadzieję, że go przeczytacie i skomentujecie, bo mam wrażenie, że nikt tego nie czyta. xD Dedykuje go Gabrieli Lambre c; Więc no, nie przedłużam... Tadaam! 

*Leon*
Jestem tu i nic nie mogę zrobić. Ona leży bezwładnie w jasnym, szpitalnym łóżku. Lekarze patrzą na mnie ze współczuciem - kurde, na mnie?! To mnie przy niej nie było. Obiecałem sobie, że zawsze przy niej będę. Gdyby nie.. praca. Czy zawsze gdy ją zostawiam ktoś się musi do niej przystawiać albo coś jej się dziać?!

*Violetta*

[Sen]

Siedzę przy ścianie, nikogo nie ma. Na dole słyszę jakieś hałasy - schodzę. Coraz bardziej mam nierówny oddech. Jestem już w kuchni - nie ma nikogo. Wyciągam nóż z szuflady i ruszam w stronę salonu. Po chwili widzę w ciemnościach posturę wysokiego i umięśnionego mężczyzny. Moje serce bije coraz mocniej, a nóż się trzęsie w mojej dłoni. Cień coraz bardziej się do mnie zbliża - zaczynam się cofać. Wylądowałam na ziemi, potykając się o dywan - on się schyla. Zaczyna mnie dotykać i..

[-Violetta! Violetta! Pani Violetto!] 

Po chwili miałam przed sobą pogodną twarz, starego i pomarszczonego pana doktora. Trzymał w rękach moje papiery dotyczące stanu zdrowia. Obok niego, na fotelu siedział przystojny i dobrze zbudowany brunet. Jego oczy były piwne i uwodzicielskie. Nagle poczułam szybsze tętno. Patrzył się na mnie z troską w oczach.

- Violetta! - podszedł do mnie szybkim krokiem z końca sali.
- Em.. Tak? - spytałam nie wiedząc o co chodzi.
- Kochanie, co on Ci zrobił? - kochanie? on? zrobił? - nic nie rozumiem.
- Czy ja Cię znam? - spojrzałam na niego.

*Leon*

Czy ja Cię znam?

Czy ja Cię znam?

Czy ja Cię znam?

Nie wierzę. Jak ona mogła to zrobić? Czy to głupi żart? Przecież nie... nie zapomniała. Na pewno. To nie dorzeczne. Pewnie lekko się uderzyła w głowę i jej to przejdzie - pomyślałem. W tym momencie, czułem na sobie współczujący wzrok lekarza. Widać było, że jego przypuszczenia się potwierdziły - wziął mnie na bok.

- Panie Verdas... - zaczął.
- Słucham?
- Podczas omdlenia, mózg pani Verdas był niedotleniony. W wyniku czego wystąpiła u niej amnezja. Poza tym.. Proszę mi powiedzieć od ilu dni kobieta ma objawy typu wymioty, gorączka, katar, kaszel? - spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Stałem jak wryty, nie wiedziałem o co chodzi mimo, że jasno mi to wytłumaczył.
- Panie Verdas. - szturchnął mnie staruszek.
- Em.. nie.. nie wiem. - spojrzał na mnie zrezygnowany i podszedł do łóżka szatynki.

*Violetta*

Widziałam jak rozmawiają, coś jest nie tak. Chłopak nagle posmutniał i patrzył z niedowierzaniem. W jego oczach pojawiły się wszystkie emocje. Był zmieszany całą sytuacją. W końcu Pan, który rozmawiał z brunetem - podszedł do mnie.

- Jak się pani czuję?- zapytał z troską w głosie.
- Em.. - złapałam się za głowę - dobrze, tylko troszkę mnie boli głowa.
- Mhm. - zanotował coś w karcie - A czy miała pani objawy podobne do grypy żołądkowej?
- Nie jestem do końca pewna, ale chyba tak.- powiedziałam niepewnie i założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Panie doktorze.. - zaczęłam.
- Tak?
- Dlaczego nie pamiętam niczego oprócz przebudzenia się w szpitalu?
- Eh.. Ma pani amnezję. Zapisałem już panią do psychologa i będzie pani chodzić na co tygodniowe wizyty, żeby postarać się przywrócić pamięć. - uśmiechnął się i wyszedł z pokoju. Odwróciłam się w stronę okna i kątem oka zerknęłam na mężczyznę, siedzącego na fotelu. Schował twarz w dłoniach i opierał ręce na kolanach.

*Leon*

Nie mogę w to uwierzyć. Nie ona, dopiero ją odzyskałem po tej kłótni w Weronie. Klatka piersiowa mnie tak boli.. Czuję swój nierówny oddech. Wiem, że się na mnie patrzy, ale ja nie potrafię. Widząc ten szok w oczach, tak cholernie boli. Nie mogę.. Otrząśnij się! - krzyczała do mnie moja podświadomość. Ma rację. Przecież to tylko mała amnezja, a ja zachowuję się jak kretyn. Muszę zrobić wszystko by przypomniała sobie mnie, dzieci.. Wstałem i uniosłem głowę, poprawiając sobie grzywkę. Widziałem, że drgnęła gdy na nią spojrzałem.

- Jestem Leon Verdas. - wyciągnąłem do niej rękę, mimo to, że najchętniej bym teraz ją mocno przytulił.
- Violetta.. Em... - uśmiechnęła się lekko podając mi niepewnie rękę - wiedziałem, że nie pamięta swojego nazwiska. Nie mogłem się powstrzymać by powiedzieć jej, że nosi moje.
- Jesteś Ve.. Castillo. Violetta Castillo. - jednak to zrobiłem i powiedziałem jej panieńskie nazwisko. W tamtej chwili czułem taki ogromny ucisk.. Nie mogłem być egoistą i przyciągnąć ją do siebie, mówiąc do niej Verdas.. Chciałem oszczędzić jej mętliku w głowie.

*Violetta*

Usłyszałam swoje nazwisko i szczerzę mówiąc poczułam ulgę. Widać, że był zmęczony więc pewnie siedział tu bardzo długo. Ucieszyłam się, że nie jestem dla niego żoną, albo dziewczyną. Nie wiedziałabym jak się zachować. Nic nie zrobiłam tylko się uśmiechnęłam i uścisnęłam jego dłoń, a po całym moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło i poczułam motylki w brzuchu. Potem przysiadł się do mnie, a ja wciąż biłam się z myślami czy nie spytać się go ile tu spędził czasu. Bałam się, że powie iż dopiero przyszedł, bo jest np. moim znajomym. Chciałabym żeby był kimś więcej. Nie wiem czemu... po prostu się pogubiłam.

- Długo tu siedzisz? - jednak nie utrzymałam języka za zębami.
- Odkąd się tu znalazłaś. - powiedział chłodno patrząc na mnie.
- Mhm.. A długo tu siedzę? - poczułam się jak idiotka.
- Nie patrzyłem na zegarek. - znów to zrobił - odezwał się bez uczuć.

*Leon*

W ciszy spędziliśmy parędziesiąt minut. Spokój był bardziej mylący niż odpowiedź. Nie miałem pojęcia co zrobić w tamtym momencie. W końcu jednak po namyśle, wrzuciłem na twarz sztuczny uśmiech i zacząłem z nią rozmawiać.

- Jak się spało?
- Um.. Normalnie.. - spuściła wzrok na kołdrę - naprawdę? myślisz, że to mnie przekona?
- Widzę, że coś jest nie tak. - powiedziałem i podszedłem do niej, patrząc się w jej oczy.
- Miałam po prostu dziwny sen. - odpowiedziała niemal, że nie usłyszałem.
- Opowiedz. - starałem się dowiedzieć, a już po chwili wiedziałem wszystko. Zacisnąłem ręce w pięści, a ona to musiała zauważyć, bo odsunęła się ode mnie lekko, po czym ja złapałem ją za dłoń i spojrzałem jej w te piękne ciemne oczy.
- Nie bój się mnie. Nic Ci nie zrobię. - powiedziałem ciepło.

*Violetta*

Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Nigdy się przy nikim tak nie czułam, a przynajmniej miałam taką nadzieję, bo przecież nic nie pamiętałam.

- Nie boję się. - powiedziałam cicho, ale pewnie i uśmiechnęłam się słodko.
- Na pewno? - na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
- Tak. A teraz mnie puść. - nabrałam ostrości.
- Nie mam zamiaru. - spojrzał mi w oczy.
- Ugh.. Jesteś irytujący.
- Wiem. ;)
- To dobrze, że wiesz. A teraz mnie puść! - wkurzyłam się, a na jego twarzy widniało zdziwienie, chyba musiał się otrząsnąć, bo pokiwał głową i puścił moją dłoń, wstając z łóżka i kierując się do drzwi.
- Wybacz. Lepiej będzie jak wyjdę. - nie zdążyłam nic odpowiedzieć, a on już był na korytarzu.

*Leon*

Ugh.. Jestem jakiś chory. Ale gdy zobaczyłem jej ten słodki uśmiech.. Nie wytrzymałem. Tak dawno jej nie dotykałem.. Tydzień. - tyle była nieprzytomna, a nie odważyłem się do niej nawet zbliżyć.. Po jakiejś godzinie wróciłem do jej pokoju z kubkiem kawy karmelowej - to była jej ulubiona.

- Przyniosłem Ci kawę.- uśmiechnąłem się i usiadłem obok niej na łóżku.
- Dziękuję. - wzięła plastikowy kubek i odwzajemniła uśmiech.- była taka urocza.
- Ładnie się uśmiechasz. - spojrzała na mnie unosząc brwi.. - co za idiota?! palnąłem jak jakiś głupek!
- Dzię-ę-kuję..- wzięła nerwowo łyk kawy i nagle zrobiła się czerwona - musiała się poparzyć w język. Zaśmiałem się lekko pod nosem i przez to, że się trząsłem pochlapałem sobie rękawy kawą. Violetta od razu wybuchła śmiechem i po chwili wzięła chusteczkę i zaczęła nerwowo mnie wycierać.
- Niezdara z Ciebie. - powiedziała śmiejąc się i w końcu nasz wzrok się skrzyżował. Patrzeliśmy raz na swoje oczy raz na swoje usta. W końcu zacząłem się do niej przybliżać, a ona nie protestowała...
______________________________________________________________________________

Tak wiem, że krótki, ale po prostu uwielbiam przerywać w takim momencie. xD Kolejny pojawi się niedługo, o ile oczywiście będą tu komentarze. c; Pozdrawiam! ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz